Uwierzycie, że w tym roku po raz pierwszy jadłam śledzie? :) Nie wiem, czy to jakiś świąteczny cud, czy zupełnie już pozmieniały mi się upodobania smakowe, ale jakiś tydzień naszła mnie niesamowita ochota na śledzie... Biorąc pod uwagę fakt, że przecież nie znałam ich smaku (jakoś wcześniej mnie odrzucały) i nie, nie jestem w ciąży (czemu, kiedy człowiek, zwłaszcza po ślubie, powie, że ma ochotę na śledzia, wszyscy o to pytają?) :P było to troszkę dziwne, ale co tam... :)
Postanowiłam nie ryzykować i przyrządzić je tak, abym miała pewność, że będą pyszne. Warunek nr jeden: muszą fajnie wyglądać (tak, to przy z założenia nieapetycznych śledziach był priorytet), warunek nr dwa: delikatne i lekko słodkie, warunek nr trzy: niepracochłonne, bo przed świętami i tak wszyscy mamy masę pracy. Tak więc oto i są: śledziki w oleju z żurawiną i czerwoną cebulką, doprawione goździkami, liściem laurowym i kolorowym pieprzem - wg. prezentują się zacnie, są pyszne i praktycznie robią się same. Ten słoik już został zjedzony, a ja właśnie zabieram się za przygotowanie drugiego na święta. :)
A wam, kochani jak się podobają takie śledziki? :)